Wpisani na listę śmierci.

Wyobraźcie sobie notatnik w którym po zapisaniu nazwiska osoby, ginie ona po 40 sekundach. Dodatkowo istnieje możliwość zaplanowania okoliczności śmierci tej osoby, a także manipulacja nią przez ostatnie minuty życia. Wielka siła takiego notatnika wydaje się być przerażająca. Ale jeśli miałaby być użyta w „użyteczny” sposób to dlaczego nie ?

W ten sposób pomyślał Yagami Light (Raito), młody uczeń z Japonii, który wpadł w posiadanie takiego notatnika. Przypadkowo zgubił go bóg śmierci – Riuk, a to spowodowało masę niezwykłych wydarzeń w Japonii. Raito poczuł, że ma do spełnienia misję „oczyszczenia” świata ze zła; stąd masowo zaczęli ginąć przestępcy, nawet ci z niewielkimi wyrokami. Inteligencja i niesłychana zdolność dedukcji doprowadza do tego, że młody chłopak staje się nieuchwytny. Fala nagłych morderstw zalega Japonię i teraz każdy przestępca drży o życie. Przerażony rząd postanawia zapobiec dalszym atakom Kiry ( bo pod takim pseudonimem działa Raito) i zatrudnia tajemniczego detektywa L, by ten go schwytał. Rozpoczyna się wciągająca i skomplikowana gra między dwoma silnymi umysłami, wzajemnie próbującymi się zwalczyć. Niebawem musi dojść do starcia…

   Serial „Death Note” (2006-2007) utrzymany jest w konwencji anime, trzymający w napięciu, psychologiczny, poruszający wiele wątków: przez kłamstwa, miłość, a w końcu zdradę. Kolejny odcinek uruchamia nowe mechanizmy i sposoby myślenia. Aż dziw bierze, ile jest możliwości.  Zdecydowanie dla fanów skomplikowanych scenariuszy i dramatów psychologicznych

Moja ocena : 6/10

Joanna Matlak

Published in: on 30 Maj, 2011 at 12:26 pm  Dodaj komentarz  
Tags:

„Kiedy ukrywasz prawdę, twoja twarz to ujawni.”

Strzeżcie się kłamcy, zawodowi łgarze i wykwalifikowani oszuści. Jest człowiek, który po waszej twarzy, mimice, gestach, ruchach, bez trudu odkryje co tak skrzętnie ukrywacie. Przed znawcą „ body language” nie ukryjecie nic.

Chociaż pisze o magii kłamstwa to wcale nie zamierzam Was okłamywać. Notabene, próby byłyby bezcelowe, bo gdyby dr Lightman był obok mnie, z pewnością by to wykrył. 3 sezonowy serial o zmaganiach dr Cal’a Lichtman’a i jego zespołu z przestępcami. Ich zajęcie to pomoc policji, FBI, prokuraturze, ale i osobom prywatnym. Pomoc polega na dogłębnej i szczegółowej analizie psychiki sprawców i jest na tyle skuteczna że zespół dr Lightmana staje się prawą reką sądownictwa i nie tylko. Doktor Lightman to ekspert w dziedzinie wykrywania kłamstwa. Na podstawie wnikliwej obserwacji, zadawaniu pytań „prześwietla” nieszczęśnika. Często sam przeprowadza dochodzenie, udaje się w miejsca przestępstwa. W tym procesie pomaga mu psycholog Dr Gillian Foster (Kelli Williams), Ria Torres (Monica Raymund) która polega na swojej niespotykanej intuicji, oraz Eli Loker – mężczyzna z wrodzoną nieumiejętnością kłamania.

Atutem tego serialu jest niewątpliwie ciekawe skonstruowanie osobowości jaką jest dr Lightman. Nad wyraz inteligentny, błyskotliwy, często bezczelny i cyniczny, swoim sposobem bycia często denerwuje swoich współpracowników; nieposkromiony psycholog samotnie wychowujący córkę. Rzadko okazuje uczucia, w swojej pracy jest profesjonalistą. W swoich poczynaniach posuwa się na tyle daleko, że robi sobie wrogów. Dr Cal Lightman to żywa osobowość, specjalista w swoim fachu.

„Lie to me – Magia kłamstwa” (2009-2011) to serial dla widzów wymagających, ciekawych wizji sprawdzenia ludzkiego umysłu, często zaskakujących w swoich wynikach.

Moja ocena: 9/10

Joanna Matlak

Wskrzeszenie Jamesa Deana

Amerykańska ikona, buntownik Ameryki – Ronald Reagan
Inspiracja dla kinematografii. – Walt Disney
Prawdziwy talent! Był naturalny i genialny, nikt nie potrafi improwizować tak, jak robił to Jimmy. Identyfikował się z postacią, którą grał, i stawał się nią, żył jej życiem. Mógł zostać kimś innym i prowadzić wiele żyć. – Marlon Brando
Tak naprawdę osobą, z którą się utożsamiałem, był James Dean. Dorastałem w pokoleniu Deana, Buntownik bez powodu miał na mnie wielki wpływ. – Al Pacino

Wszyscy byliśmy naznaczeni przez Jimmy’ego, a on naznaczony był wielkością.– Natalie Wood

Wielcy o wielkim. Odszedł młodo, ale nadarza się okazja, by wskrzesić Jamesa Deana- najseksowniejszego nonkonformistę, legendę kina amerykańskiego i autorytet dla wielu późniejszych aktorów.

W ramach Festival Movie Cafe (Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu) w piątek 27. maja o godzinie 17.30 odbędzie się prelekcja Małgorzaty Stasiak. Przybliży ona postać słynnego buntownika, sekrety Actors Studio – kuźni talentów aktorskich, skąd wyszli m.in. Marylin Monroe, Robert De Niro,  Jane Fonda, Dustin Hoffman, Julia Roberts czy Christopher Walken. Najważniejszym punktem spotkania będzie projekcja filmu, który przyniósł Deanowi największy sukces- Buntownik bez powodu (1955). Film o poszukiwaniu akceptacji, samego siebie. Film, który stał się hymnem młodzieży. Film, dzięki któremu na nowo popatrzymy na świat – oczami młodych gniewnych.  Wstęp wolny!

Magda Kurowska

Cztery ściany

Studium załamania nerwowego.
Cztery ściany i brak jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz.

To propozycja studenta Uniwersytetu Opolskiego- Romka Rechenka. Jak sam mówi, chciał stworzyć thriller psychologiczny, by sprawdzić samego siebie i wysłuchać krytyki. W filmie udział wziął m.in. aktor Teatru im. Jana Kochanowskiego -Maciej Namysło. Premiera krótkometrażówki odbędzie się w najbliższy poniedziałek 30.05 w Młodzieżowym Domu Kultury w Opolu o godzinie 20.00. Wstęp wolny.

Magda Kurowska

Published in: on 26 Maj, 2011 at 8:05 am  Dodaj komentarz  
Tags: , ,

„Filmowy Hans Christian Andersen – Wes Anderson”

Powrót do młodzieńczych lat –piękne i baśniowe zdjęcia, nieprzeciętne i wyjątkowe poczucie humoru, zaskakujące odwrócenie ról i zdarzeń, przejmująca fabuła – to może być tylko i wyłącznie kino Wesa Andersona.

Filmowe dokonania amerykańskiego reżysera można kochać lub nienawidzić. Zdaniem wielu  krytyków filmowych,  jego twórczość jest nie mniej doniosła i nie mniej dojrzała od najwybitniejszych dzieł Antoniego, Felliniego i Bergmana. Nie bez powodu  ikona Hollywood – Martin Scorsese nazywa Andersona ”następnym Martinem Scorsesem”.

Filmy Andersona emanują wyjątkową baśniowością. Potwierdzeniem tego stwierdzenia jest film animowany – „Fantastyczny Pan Lis” – który dwa lata temu stworzył sam Anderson. Oglądając takie perełki, jak „Rushmore” czy „Genialny klan” jestem w stanie cofnąć się kilkanaście lat wstecz i po raz kolejny, podobnie jak rodzina  Tannenbaumów, przypomnieć sobie życie pod jednym dachem z moimi najbliższymi  – nie zawsze w zgodzie, ale i z różnymi ciekawymi perypetiami.  Wes Anderson, mimo wielokrotnie użytych elementów  tragizmu i groteski  w swoim kinie, jest osobą nad wyraz uczuciową i sentymentalną. Wystarczy, że przytoczę fabułę jego jednego z najnowszych filmów – „Pociąg do Darjeeling”. Trójka  braci Whitman spotyka się w… indyjskim pociągu, aby odnowić zerwane, rodzinne więzi ze swoją matką.

Jego produkcje to bardzo często zakręcone komedie, które na pierwszy rzut oka wydają się nieco dziwaczne. Bo któż z nas widział i zrozumiał do końca fakt, aby  trzech braci z jedenastoma walizkami, drukarką i maszyną do laminowania w pewnym momencie znalazło się na samym środku azjatyckiej pustyni?  Albo oryginalna historia przybranego rodzeństwa – Richiego i Margot z „Genialnego klanu”,  które odkrywa, że od dawna się kochało i to nie jak brat z siostrą. Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak rywalizacja ucznia – Maxa Fischera z właścicielem huty stali – Hermanem Blumem o względy nauczycielki klas pierwszych tytułowej akademii filmu – pani Cross w „Rushmore”.

Wes Anderson jest  bez wątpienia człowiekiem kina młodego pokolenia. A mimo wszystko sceneria i zdjęcia jego filmów są niezwykle dojrzałe. Długie, panoramiczne ujęcia służące temu, aby widz dokładnie utożsamił się z miejscem rozgrywanej akcji. Proste, przejrzyste kadrowanie to także atut produkcji reżysera. Dzięki temu jesteśmy w stanie skupić się na mimice Jasona  Schwartzmana oraz podziwiać wdzięk i urodę pięknej Natalie Portman w krótkometrażowym dziele – „Hotel Chevalier”. Film ten jest początkiem opowieści, którą Anderson kontynuuje w „Pociągu do Darjeeling”. Uważam ten pomysł za bardzo korzystny oraz oryginalny i absolutnie nie komplikujący życia kinomanom, bowiem fabuła w Chevalier jest bardzo uniwersalna,  a zakończenie stanowi otwartą kompozycję.

Innowacyjne rozwiązania Andersona to jego zdecydowana domena. Jest on reprezentantem amerykańskiego kina niezależnego. Zauważyłem wiele podobieństw w realizacji filmów do Quentina Tarantino. Nie tylko chodzi mi o częste przywołanie elementów kina azjatyckiego, które niewątpliwie fascynuje obydwu twórców,  ale także o sugestywne czołówki czy napisy tytułowe rozpoczynające film. Duże, drukowane litery bardzo często w mocnych ognistych barwach – np. żółtych narzucają skojarzenia, o których pisałem wcześniej. Ponadto Wes Anderson interesował się również muzyką lat sześćdziesiątych – epoką Beatlesów. To przede wszystkim rock and roll i cała gama świetnych melodyjnych utworów, które –  to już wiadomo – na stałe wpisały się do kanonu muzyki i zostały wykorzystane w jego dziełach filmowych. Piosenka Petera Sarstedta – „Where Do You Go To My Lovely” oraz utwór grupy „The Kinks” – „This Time Tomorrow”, są nucone przeze mnie prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę. To właśnie tymi muzycznymi przebojami lat sześćdziesiątych posłużył się między innymi Anderson.

Każdy profesjonalny i szanujący się reżyser ma ulubionych aktorów, których chętnie i często zaprasza do występowania w swoich dziełach. Anderson też posiada takich wykonawców. Jason Schwartzman i Owen Wilson występują w większości filmów Amerykanina. Ciekawe role przypadają także Billowi Murray’owi, znanemu przede wszystkim z nagrodzonego Oskarem – „Lost In Translation” – reżyserstwa Sofii Copolli. Gra on najczęściej osoby drugoplanowe, rozśmieszające widza – np. biznesmana, który nie zdążył na pociąg jadący do Darjeeling. Ciekawym przypadkiem jest rola znanego w Polsce przede wszystkim z zabawnych komedii – Bena Stillera w filmie „Genialny klan”.  Wcielił on się w postać  Chusa Tenenbauma, który ma w sobie bardzo dużo gniewu i złości.  Jest bezpośredni i mówi ojcu wszystko, co o nim myśli.

Filmy Wesa Andersona mimo zawiłych i pokręconych historii w nich zawartych to kwintesencja dojrzałego i pięknego kina w rytmach muzyki lat sześćdziesiątych.  Kontynuuje on  te same motywy przewijające się przez całą jego filmografię. Można zakończyć baśniowo, w stylu Andersona: I dalej tworzył filmy – długo i szczęśliwie…

Szymon Brózda

Published in: on 25 Maj, 2011 at 9:21 pm  Dodaj komentarz  

Witamy!

Każde z nas interesuję się innym aspektem świata kina i filmu. Jedni lubują się w oglądaniu i recenzowaniu, inni z przyjemnością i niecierpliwością wyczekują nowości. Z kolei jeszcze innych interesują smaczki z Czerwonego Dywanu. Stąd też łączymy siły, by każdy (tak jak my) znalazł tu coś dla siebie.
Swych sił próbują tu: Joanna Matlak, Dominika Armatys, Magdalena Kurowska, Karol Kubica, Szymon Brózda i Konrad Wiaderek. To oni, a raczej my, będą dzielić się spostrzeżeniami, zachęcać, odradzać, intrygować światem filmu i kina.

Zapraszamy serdecznie!

Published in: on 25 Maj, 2011 at 8:29 pm  Dodaj komentarz